Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kolotour z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 17898.44 kilometrów w tym 1802.12 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.50 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kolotour.bikestats.pl
  • DST 305.39km
  • Teren 30.00km
  • Czas 12:21
  • VAVG 24.73km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Crosser RX
  • Aktywność Jazda na rowerze

szlak konia

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 24.06.2011 | Komentarze 0

Dlugi weekend miał być wyprawą 3-dniową. Niestety, skład się posypał, ale że ja miałem piątek do wykorzystania, to nastawiłem się na wycieczkę na Podlasie z noclegiem na dziko. Tak było do czwartku wieczorem. Wymyśliłem szlak w górę Bugu. Ale że miałem jechać sam i spać na dziko, przy niepewnej pogodzie, jeszcze wieczorem zmieniłem plany i postanowiłem zrobić wyjazd jednodniowy z nastawieniem na zrobienie życiówki.

Pobudka o 3.40, o 4.32 wyruszyłem spod bloku. Nigdy nie byłem fanem wyjeżdżania z Warszawy, więc trasa na Nieporęt, przy lekko kapiącym deszczu nastawiła mnie bardzo pesymistycznie. Zegrze objeżdżałem z myślą, że skracam trasę, pojadę najwyżej do Małkini Górnej, a stamtąd wrócę do domu pociągiem. Z myślą, że wyjazd będzie krótszy, bez większego spinania się za Zegrzem skręciłem na Jadwisin i szlakówką pojechałem wzdłuż szlaku rowerowego, zdaje się, że żółtego. Mimo, że trasa zawróciła na południe, to było warto, bo szlak prowadził ciekawym wąwozem Szaniawskiego. Po zabawie Serock i kilka błędów nawigacyjnych - chciałem uniknąć jazdy główną drogą. W Serocku minąłem korki i zaraz za mostem na Narwi odbiłem w prawo, w zielony szlak rowerowy prowadzący przez Kanię Polską, Popowo, i tak bocznymi drogami, na przemian z leśnymi szlakówkami, dojechałem do Wyszkowa. W międzyczasie odkryłem, że obok zielonego szlaku rowerowego, tą samą drogą prowadzi szlak konia ;). Do całej sytuacji dołożyłem teorię później. W Wyszkowie skorzystałem z obecności Biedronki i zrobiłem zakupy. Z jedzeniem zajechałem do parku, który znajdował się na skarpie Bugu. Na liczniku było jakieś 98 km.

Brańszczyk i Udrzynek były dość ciekawe, gdyby nie piaszczyste ścieżki leśne i deszcz, który zaczął padać chwilę po opuszczeniu Wyszkowa. Nastrój siadł, ale tylko na chwilę. Zaraz po deszczu wyjrzało słońce, co mnie mocno podbudowało. Siemiatycze, o których myślałem jako celu, stały się realne! W tym samym mniej więcej momencie, gdy mijałem bardzo ładne chatki letniskowe w okolicy doliny Bugu, uznałem, że koń i rower to nie przypadek, to po prostu koński szlak, trzeba mieć kupę siły w nogach, żeby przedrzeć się przez leśne, piaszczyste ścieżki. W Broku zrobiłem sobie kolejną przerwę. Było już po 11, 130 km w nogach, zacząłem szacować czas dojazdu do Ciechanowca. Wyszło, że powinienem być chwilę po 13. Trasę znałem, bo jechałem nią 2-3 lata temu w drodze kajaki w Wojtkowicach. Na tym etapie, za Małkinią Górną, między 140 a 170 zaczął mnie dopadać kryzys. Na oparach dojechałem do Ciechanowca, gdzie uzupełniłem prowiant i zrobiłem sobie duży posiłek. Szkoda tylko, że przerwa była trochę krótka. Po 25 minutach zerwałem się dalej. Trochę niepotrzebnie, bo ok 14 dogoniłem burzę, która przesuwała się z południa w kierunku północno-wschodnim. Przebranie w kurtkę deszczową i decyzja o zrobieniu pauzy. Zaraz po burzy wyszło słońce. Już do końca dnia miałem pod tym względem szczęście. Wszystkie deszczowe chmury przesuwały się na wschód daleko na horyzoncie.
W zasadzie od Broku do samych Siemiatycz przestałem szukać bocznych dróg. Droga 680 okazała się mało ruchliwa, w kiepskim stanie, ale dość ciekawa krajobrazowo.
Ok. Między 15.30 a 16 dojechałem do Siemiatycz. Miałem 225 km w nogach i dobry humor.

Oczywiście nie obyło się w czasie przerwy bez żonglerki ubraniami. Na trasie jechałem w krótkich spodenkach i koszulce. W trakcie postojów zakładałem bluzę z ocieplaną podszewką. Po każdym postoju przez 2-3 km jechałem w bluzie, później rozbierałem się do koszulki. Temperatura odczuwalna była w granicach 14 stopni na postoju, a więc dość zimno.

Z Siemiatycz wypłoszył mnie wiatr. Wydawało mi się, że zbliża się deszcz, więc czym prędzej wsiadłem na rower i pojechałem w kierunku Łosic. Pierwsze 5 km to bajka, później zaczęła się katorga. Pagórkowaty teren spowodował, że średnia 25, którą wcześniej utrzymywałem z powodzeniem, była zagrożona. Część podjazdów pokonywałem z prędkością 19 km/h, z kwasem w mięśniach, bólem przewianych kolan. Pomagała tylko muza na uszach, Gunsi dali radę! W Łosicach zrobiłem sobie kolejną siestę w parku. Opróżniłem większość zapasów, zostawiłem tylko trochę paliwa rakietowego - taurynka z kofeinką, wodę i czekoladę. Zostało jedynie i aż 34 km. Do Mord, a więc półmetka tego etapu, było całkiem całkiem. Później to już tylko jazda na oparach i przeklinanie własnych, głupkich pomysłów. Najbardziej doskwierały kolana (za zimno na krótkie spodenki, czułem się jak reumatyk) i siedzenie. Do Siedlec dojechałem i wiedziałem, że to już koniec, no prawie. 283 km w nogach. W ostatniej chwili załapałem się na pociąg osobowy do Warszawy Wschodniej i bez posiłku pojechałem w kierunku Warszawy.

Szczerze powiem, że to jeden z lepszych składów, w jakim ostatnio jechałem. Koleje Mazowieckie naprawdę trzymają poziom! W Warszawie wysiadłem chwilę po 20. Przejechałem Wisłę trasą W-Z, a potem udałem się na macierzysty Ursynów. Jechałem w bluzie, a mimo to szczękałem zębami. Nogi też bolały na początku, ale udało się. 300 pękło przy Kopie Cwila. Fajnie, że w tym miejscu. Szlak konia zaliczony :). Ciekawe, kiedy wróci głód jazdy ;).





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa kjakw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]