Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kolotour z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 17898.44 kilometrów w tym 1802.12 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.50 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kolotour.bikestats.pl
  • DST 224.10km
  • Teren 5.00km
  • Czas 09:25
  • VAVG 23.80km/h
  • Sprzęt Maxim alu trekking
  • Aktywność Jazda na rowerze

Season Best do Siedlec i z powrotem

Niedziela, 27 września 2009 · dodano: 27.09.2009 | Komentarze 1

Koniec studenckich wakacji okrasiłem najlepszym wynikiem w sezonie. Do życiówki zabrakło 8 km, ale w przeciwieństwie do wyniku z trasy Sieradz-Warszawa, wiatr niespecjalnie pomagał.

Wystartowałem o 10.

Zaczęło się od mało ciekawego wyjazdu z Ursynowa przez most siekierkowski i dalej, przez Wesołą, drogą główną do Mińska. Droga główna nudna, ale chciałem szybko wyjechać w miarę daleko od Warszawy. Począwszy od Zakrętu było zresztą pobocze, więc jechało się komfortowo.

Po pierwszym, krótkim odpoczynku w Mińsku, zdecydowałem się zjechać na poboczne drogi i jechałem mniej więcej wzdłuż linii kolejowej przez Mrozy. Zamierzałem dojechać drogami lokalnymi do samych Siedlec, ale popełniłem błąd nawigacyjny (na szczęście ostatni) i zamiast jechać szlakówką do Łączki, za wcześnie skręciłem i wylądowałem w Sosnowych. Chłodna kalkulacja i wyszło, że nie opłaca się wracać. Dojechałem więc z powrotem do drogi głównej na Terespol, i przemęczyłem się ostatnie 15 km do Siedlec. Tam krótki postój na jedzenie i kilka fotek (polecam zobaczenie katedry).

Potem zdecydowałem się jechać na Stoczek Łukowski (pierwotnie miał być Łuków, ale czułem już zmęczenie).

No i przyszedł... Kryzys nad kryzysy, kilka pagórków, a ja nie dość, że nie miałem siły podkręcić, to zbierało mi się na wymioty ze zmęczenia. I tak co pagórek. 38 km do Stoczka w takim stanie przeraziło mnie :/.

Na szczęście po 15 km trochę podbudowałem się i co prawda wolniejszym, niż chciałem, tempem, ale w miarę równo dokręciłem do Laliny. Tam zbawienne okazały się napoje, a konkretnie cola cola ;). Spojrzenie na zegarek, godzina 17.

Pozostało mi albo łapać na pociąg, albo dojeżdżać do Warszawy w nocy. W każdym razie zdecydowałem dokręcić do Pilawy, a potem zastanowić się, co dalej.

Chrominem okazało się, że coca cola naprawdę działa ;). Prędkość w granicach 26 km/h byłem w stanie utrzymać. I w takim mniej więcej tempie dojechałem do krajówki Puławy-Zakręt, około 5 km na północ od Garwolina. Tutaj zmotywowały mnie dodatkowo tiry. Szybko dojechałem do skrętu na Pilawę. I tu kolejne zaskoczenie, na nieoświetlonej drodze lokalnej jeszcze podkręciłem tempo. Była juz totalna noc, więc postanowiłem się zabezpieczyć, i w Pilawie strzeliłem Tigera. Ogarnęła mnie lekka euforia, że jest bliżej, niż dalej, więc odpuściłem pociąg (i tak miałem kartę płatniczą, gotówki nie, więc nie stać było mnie na bilet ;)) i pociągnąłem do Dziecinowa i dalej w stronę Góry Kalwarii.

Za Warszawicami zaczęły się rozległe łąki i nad drogą unosiła się mleczna zupa. Jak dodać do tego księżyc, to niezły klimat się wytworzył. Sporo samochodów na drodze pomagało, bo snopami światła z reflektorów przebijało się przez mgłę.

W tym momencie było już cholernie zimno, a ja miałem na sobie typowo letnie kolarki i koszulkę. Źle oszacowałem czas i stwierdziłem, że będę w domu na 19 :/.

Odziwo wytrzymałem mocne tempo, które sobie narzuciłem, i szybko dojechałem do Góry Kalwarii. za mostem, a jeszcze przed rondem, zauważyłem znak, że jadę ścieżką rowerową. Niezły idiota musiał zaprojektować tą drogę dla rowerów. Dość powiedzieć, że jak mnie wyprzedzały tiry, to czułem, jak zasysa do środka. Na pobocze nie było szans uciec, bo pobocze miękkie :/.

O jeździe z Góry Kalwarii nie będę się rozpisywał, wiadomo - trasa przez Słomczyn i Konstancin. Szybko, na adrenalinie dojechałem do domu, choć po zejściu z siodełka ledwo mogłem się utrzymać na nogach i miałem wątpliwości, czy wniosę rower na 3 piętro ;). W domu zameldowałem się o 21.

Satysfakcja duża, bo 2 raz w życiu pobiłem granicę 200 km. A w stosunku do rekordu (232 z sakwami) cenię ten wynik bardziej, bo pojechałem sam i przezwyciężyłem poważny kryzys. Na koniec link do mapki , i zaproszenie na mój Blog rowerowy, gdzie jutro zamieszczę pełną relację ze zdjęciami.

Pozdrower.





Komentarze
robin
| 21:21 niedziela, 27 września 2009 | linkuj Ładna pętla, wynik niezły i gratulację za udaną walkę z kryzysem. Pozdrawiam
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa atego
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]